Sen był następujący. Byliśmy w grupie. Podszedł do nas Prokurator i oznajmił, że będziemy przesłuchani w sprawie katastrofy smoleńskiej. Był ubrany w szary garnitur. Zgłosiłem się na ochotnika, żeby być przesłuchany jako pierwszy. Prokurator oznajmił, że ktoś za to (w domyśle – katastrofę smoleńską) beknie. Obudziłem się zlany potem.
Ktoś powie, że mam wyrzuty sumienia. Otóż nie mam. Nie mam nic wspólnego z tym wydarzeniem. Nie mam nic wspólnego z rządem w Warszawie i urzędem Prezydenta. Prezydenta Kaczyńskiego nigdy nie spotkałem, jak również nikogo z jego otoczenia. Podobnie z premierem Tuskiem. Prezydenta Komorowskiego spotkałem raz w Belwederze, ale sporo lat po katastrofie i nie zrobił na mnie dobrego wrażenia.
Sporo jednak latam samolotami. Ostatni lot w niedzielę był bardzo zły. Samolot chyba nieco mniejszy niż ten prezydencki. Trzęsło jak jasna cholera. Na szczęście trzęsło wysoko w powietrzu. Przy lądowaniu się uspokoiło. Nie potrafię sobie jednak wyobrazić jak można było lądować na klepisku w Smoleńsku, we mgle i przy złej pogodzie, bez systemu naprowadzającego, z pijanym kontrolerem na wieży kontrolnej i przełożonym siedzącym na karku. Jak jest mgła to samoloty nie lądują nawet na Heathrow w Londynie (wiem z własnego doświadczenia), a co dopiero na ruskim klepisku.
Skąd więc strach w tym moim śnie, że zostanę przesłuchany w sprawie smoleńska? Chyba z oglądania i słuchania nad-prokuratora Ziobro i generała Macierewicza. Być może też z czytania o horrorze ekshumacji. Podobno mają tych biednych ludzi wyciągać z grobów w kolejności alfabetycznej. Jeżeli ktoś myśli, że moje uczucia są irracjonalne to polecam:
„Kochany mój! Urzekłeś mnie.
Więc chodź po dobroci! Bo porwę cię...
-Ach, tato, tato! Porywa mnie król!
Ciemnieje mi w oczach, przeszywa ból.”
(Goethe: Król Olch)